Ten dzień to wielkie święto dla chińczyków, gdyż całe Chiny mają kilka dni wolnego i tym samym ruszają na długi weekend. Co się dzieje na drogach, gdy taka ilość ludzi wsiada w samochody i autokary i jedzie do miejsc turystycznych (mniej więcej do tych co my) łatwo się domyślić. O ile do Hangzhau dojechaliśmy w miarę bez problemów, o tyle do świątyni Lingyin i w okolice jeziora Zachodniego, ulica była jednym wielkim parkingiem. W bardzo ciekawej świątyni Lingyin i w okolicznych parkach był ścisk potężny, ale mi się podobało. Wreszcie poczuło się, że jest się w najbardziej zaludnionym kraju świata ;] Potem jeszcze była wizyta na plantacji herbaty, zaś jako że rozpadał się deszczyk, to wizyte nad jeziorem Zachodnim zostawiliśmy na następny dzień. Przejechaliśmy do hotelu w centrum miasta. Hotel całkiem imponujący, 30-piętrowy, z czego trafiło mnie się 17 piętro z ładnym widokiem na miasto i na słynne jezioro. Wieczorkiem jeszcze był spacer zatłoczonymi chodnikami, wśród licznych knajp, sklepów i galerii handlowych, zaś potem kolacja w KFC. Miasto jest duże, zadbane i po budynkach widać, że raczej bogate... poza tym nieco 50 km dalej na południowy-wschód, znajduje się słynny i znany wszystkim fascynatom wiatrówek, Shaoxing ;]